Pamiętam do dziś, jak za czasów nastoletnich w rodzinnym domu kobiety przekazywały sobie z rąk do rąk katalogi Avon. Właściwie wszystkie możliwe kosmetyki w łazience począwszy od szamponów poprzez paletki cieni do powiek, aż po lakiery do paznokci nosiły logo właśnie tej marki. Pamiętam euforię, gdy mama pozwoliła mi zamówić sobie jakiś drobiazg. Pierwsza kredka do oczu, tusz do rzęs, puder. To właśnie Avon wprowadził mnie w świat kosmetyków. Z czasem jednak zaczęłam poszerzać horyzonty i szybko zrozumiałam, że to… zwyczajnie kiepska marka.

Przez dobre dziesięć lat nie korzystałam z żadnych kosmetyków marki Avon. Nie byłam z nich zadowolona, nie satysfakcjonował mnie ich skład, a katalogi zaczęły mnie wręcz odstraszać. Do dziś mam wrażenie, że każdy z nich różni się jedynie okładką i kolejnością stron. Kiedy otrzymałam ofertę przetestowania ich zestawu od razu zaczęłam stukać na klawiaturze odmowę, ale nim kliknęłam “wyślij”, zastanowiłam się.

Być może coś się zmieniło? Może firma poszła naprzód, kosmetyki zostały udoskonalone, oferta poszerzona o produkty zgodne z obecnie panującymi trendami? Poczułam nieodpartą chęć, by osobiście to sprawdzić. Dostałam paczkę-niespodziankę, a w niej:

  • balsam do ciała Rare Pearls,
  • odświeżająca maseczka w płachcie z aloesem Avon Care,
  • mgiełka do ciała Encanto Charming,
  • żel pod prysznic Kir Royale,
  • dezodorant w kulce Imari Fantasy,
  • mgiełka do ciała z eukaliptusem i miętą Arometherapy, Planet Spa

Odświeżająca maseczka w płachcie z aloesem Avon Care

Jak dotąd nie wiedziałam, że Avon również wprowadził jakże modne w ostatnim czasie maseczki na płachcie. Z nutą podejrzliwości, a nawet przerażenia postanowiłam nałożyć ją na twarz. Maseczka jest bardzo obficie nasączona płynem aloesowym, który aż spływał po maseczce. Może i niezbyt komfortowe, ale uznaję to za plus. Z opakowania również zdołałam wycisnąć sporą część kosmetyku, którą wykorzystałam na szyję i dekolt (lubię wykorzystywać kosmetyki do końca). Płachta wygoda, fajnie wyprofilowana, idealnie wpasowała się w moją twarz, co jest rzadkością. Przyjemny, delikatny zapach relaksuje zmysły. Nawilżenie, owszem, jest wyczuwalne, ale mam wrażenie, że to tylko chwilowy efekt zaraz po zabiegu. Ogólnie jestem zadowolona, choć żeby zdać realną recenzję na temat jej skuteczności musiałabym użyć jej co najmniej kilka razy.

Mgiełka do ciała Encanto Charming

Mgiełki od zawsze były moją słabością. Encanto Charming to zamknięty w uroczej różowej buteleczce aromat słodkiego ananasa, soczystej jeżyny i drewna sandałowego. Ja określam go jako cukierkowy. Przyznam, że bardzo lubię tego typu słodkie mgiełki, a zatem kosmetyk przypadł mi do gustu. Niestety nie utrzymuje się zbyt długo ani na skórze, ani na odzieży. Zapewne “wypsikam” ją w tydzień, może dwa. Ps. Maja mistrzynią drugiego planu 😀

Mgiełka do ciała z eukaliptusem i miętą Arometherapy, Planet Spa

Jak już mówiłam – kocham mgiełki. Oczywiście, nie wszystkie zapachy wpisują się w moje gusta, ale mimo tego, iż eukaliptus i mięta diametralnie różni się od Encanto Charming, bardzo mi się podoba. Faktycznie jest to zapach typowy dla aromaterapii. Zmysłowy, ziołowy, głęboki sprawia, że zmysły są ukojone. Zapach nie jest zbyt intensywny i niestety szybko się ulatnia. Niezwykle ciekawa kompozycja, której zapewne bym nie wybrała bez wypróbowania. Bardzo cieszę się, że ten jakże odbiegający od reszty produkt dołączył do mojej kolekcji zapachów.

Czy zmieniłam zdanie na temat kosmetyków Avon?

Mgiełki oceniam na plus, maseczkę także, ale reszta kosmetyków niestety jest (mówiąc łagodnie) kiepska. Balsam do ciała Rare Pearls nie jest dla mnie kosmetykiem pielęgnacyjnym. Ekstremalnie mocny zapach (wiadomo, balsam perfumowany, ale uważam, że zapach jest mimo to zbyt silny), ciężka konsystencja i kiepski skład po prostu odstrasza.

Żel pod prysznic Kir Royale, czy aby na pewno jest żelem? Powinien nosić miano “avonowskiego” glibbi. Konsystencja absolutnie nie jest żelowa, a galaretowata. Ciężko jest wycisnąć początek produktu, a co dopiero kocówkę. Nawet rozcieńczanie wodą niewiele pomaga! Jego zapach to dla mnie koszmar. Mogę przysiąc, że pachnie dokładnie tak, jak znienawidzony za czasów dzieciństwa antybiotyk na anginę. Chcę zapomnieć, że ten produkt był w moich dłoniach.

I na koniec dezodorant w kulce Imari Fantasy. Poważnie ktoś jeszcze używa te kulko-sztyfty? Starałam się podejść do tego na poważnie. Użyłam i… zgodnie z obawą zamiast cieszyć się miłym zapachem, (który z resztą wcale się miły nie okazał) zyskałam uczucie sklejonych paszek 😀 Kuleczkom zatem mówię stanowcze nie.


Nie zmieniłam zdania odnośnie marki Avon. Mimo szczerych chęci i pozytywnego nastawienia nadal uważam, że te kosmetyki nie należą do najlepszych. Nie mnie to oceniać, ale odnoszę wrażenie, że producenci utknęli w starych projektach i nie brną na przód, nie doskonalą się. Zdarzają się perełki, ale nawet one mają swoje wady. Może w przyszłości, może następnym razem Avon zdoła mnie oczarować, ale jeszcze nie dziś.

Write A Comment