Przesiadywanie w domu, (zwłaszcza w obecnej sytuacji, gdzie jest to wskazane, a nawet i nakazane), zwykle kończy się dodatkowymi kilogramami. Normalka. Ograniczony ruch, doskwierająca nuda i co najbardziej niebezpieczne – lodówka na wyciągnięcie ręki. Oczekując końca pandemii siedzimy w domu, oglądamy tv, seriale, czytamy książki i… jemy.

To powszechne zjawisko. W normalnych okolicznościach zapewne byłabym wściekła, że niczym sęp nieustannie krążę w kuchni w poszukiwaniu przekąsek. Jednak wrzuciłam na luz. Gdy to wszystko się skończy wybiegam nadmiar ciałka. Będę długo rozkoszować się wolnością, naturą, do której tak bardzo mi tęskno. Tymczasem odpędzam przygnębienie i melancholię tworząc pocieszenie w jadalnej formie.

Primavika

Jako doświadczona fanka masła orzechowego zdradzę Ci, że najlepsze masło produkuje Primavika. Najwyższa jakość, różnorodność składu, smaków, rozmiarów słoiczków i ten smak… Niepowtarzalny, intensywny, głęboki. Uwielbiam wszystkie rodzaje jakie są w ofercie, od masła z nerkowców, przez masło piernikowe, aż po migdałowe prażone. Rozkosz w słoiku, zapewniam.

Ciągnące się w nieskończoność przesiadywanie w domu umiliła mi ostatnio paczuszka od Primaviki. 6 słoiczków zamkniętych w uroczym ekologicznym pudełku wywołała banana na mej twarzy i donośne burczenie w żołądku. Pasztet warzywny z cieciorką, paprykarz wegetariański i pastę słonecznikową z dodatkiem curry odłożyłam na weekend. Przygotuję z nich mini kanapki, a’la bruschetty. Masła: arachidowe, z nerkowców i migdałowe sprawiły, że od razu w mojej głowie zaczęły pojawiać się smakowite wizje na łakocie, jakie można z nich wyczarować.Jakiś czas temu podzieliłam się z Wami przepisem na megaorzechowe kruche ciasteczka, ale nie będę się przecież powtarzać.

Banan towarzyszący na mojej twarzy dał mi pewien pomysł. Banan + masło orzechowe… Hmm, jeszcze przydałoby się coś dla przełamania smaku. Otworzyłam lodówkę. Dżem porzeczkowy! Wizja na deser gotowa!

Orzechowo-bananowy słoik szczęścia

Składniki:

  • masło Primavika: …z nerkowców prażone
  • masło Primavika: 100% ACTIVE arachidowe
  • paczka ciasteczek typu Oreo
  • mała paczka herbatników klasycznych
  • dżem z czarnych porzeczek
  • 4 banany
  • 1/3 margaryny
  • 250 ml śmietanki 36 %
  • małe opakowanie serka mascarpone
  • 1/3 szkl cukru pudru

Przygotowanie:

Składniki zwykle daję na oko. Nie lubię podporządkowywać się przepisom. Lubię się im przeciwstawiać. Kiedy piszą “daj 5 łyżek cukru”, ja po złości daję 4. Jak sugerują, że potrzeba 2 jajek, wbijam 3. Przez moją nieodpartą potrzebę niezależności czasem piekę niejadalne twory, ale zdarza się to niezwykle rzadko, zapewniam. Poniżej podaję proporcję, których ja użyłam (mniej więcej), ale kombinuj z nimi, jeśli lubisz ryzyko w kuchni 😀 Z moich proporcji wyczarowałam 5 orzechowo-bananowych słoików szczęścia.

Masa ciasteczkowa: 4 herbatniki i ciasteczka oreo pokruszyłam na drobne kawałeczki. Kruszonkę zalałam rozpuszczoną 1/3 kostki margaryny, wymieszałam i ułożyłam na dnie słoików. Na ciasteczka położyłam cienką warstwę dżemu z czarnej porzeczki.

Masa orzechowa: 250 ml schłodzonej śmietanki ubiłam mikserem stopniowo dodając cukier puder. Gdy całość się połączyła dodałam po 2 solidne łyżki z maseł Primavika. Możesz dodać żel-fix do śmietany jeśli konsystencja będzie zbyt ciężka. Na górę opcjonalnie można dodać kolejną warstwę dżemu.

Masa bananowa: banany rozgniatamy widelcem miksujemy i łączymy z serkiem mascarpone. Do masy można dodać kilka kropli soku z cytryny. Bananową chmurkę kładziemy na wierzch deseru.

Dekoracja

Możemy jeszcze zaszaleć z dekoracją, na przykład wykorzystać ciasteczka, kolorowe posypki, bitą śmietanę. Można też udekorować smakołyk listkiem mięty i polewą czekoladową. Co tylko dusza zapragnie. Ja, o dziwo, postawiłam w tej kwestii na minimalizm i użyłam wyłącznie ciasteczka oreo i herbatnika.

Gotowe deserki przechowujemy w lodówce do czasu, aż wszystkie masy dobrze stężeją. 10-15 minut zdecydowanie wystarczy. Choć z pewnością będą weselsze, kiedy od razu znajdą się w brzuszkach.

Deser idealnie nadaje się dla dużych i małych łasuchów. Majka, jak widać na poniższych zdjęciach, wprost nie potrafiła się od niego oderwać 😀 Słoik szczęścia gotowy. Czas uruchomić Netflixa lub złapać za dobrą książkę, delektować się niepowtarzalnym smakiem i czekać na lepsze dni…

Ps. Nie pytajcie mnie gdzie kupiłam różowe banany. Na życzenie córki dałam kapkę barwnika do ostatniej masy, żeby było bardziej magicznie.

primavika

2 komentarze

  1. Jezu, ale bomba kaloryczna! Zjadłabym do ostatniego okruszka 😉

Write A Comment