Dawno, a w zasadzie chyba nigdy nie spotkałam się z podobną książką. Nie często wystawiam recenzje w takim stylu, jednak nie mogłam inaczej. Jedno jest pewne, “Tysiąc nocy bez ciebie” jest na swój sposób wyjątkowa.
Rozczarowanie przez duże R
Jej wyjątkowość polega na tym, że potrafi zmarnować czytelnikowi 420 stron życia. Byłam bardzo pozytywnie nastawiona, spodziewałam się wielkiego WOW. W końcu to znany pisarz, autor bestsellerów… Nie wiem na czym polega jego fenomen i osiągnięty sukces. Być może to odpowiednie znajomości, skuteczny marketing? Pisze dobrze, poprawnie i jasno. Jednak sam pomysł na książkę, fabuła, kreowanie postaci i przedstawienie scen jest po prostu słabe, niedopracowane, naciągane. Książka jest z jednej strony bardzo przewidywalna, z drugiej niesamowicie nierealna. Już po kilku rozdziałach łatwo można domyśleć się do czego zmierza historia Sofii, jak skończy się lektura. Z drugiej strony wszystko dzieje się szybko, niesamowicie łatwo, klasycznie. Żona wraca do męża po ośmiu miesiącach i żyją sobie razem jak gdyby nigdy nic. Really?
Wyjątkowość Sophii
Głównej bohaterce każdy mówi, że jest najlepsza, wyjątkowa, że jest jedyna w swoim rodzaju. Jest wybitną pianistką, okej. Ale poza tym cóż było w niej wyjątkowego? Niestety nie dowiedziałam się, autor nie był w tej kwestii zbyt wylewny. Wiedziałam zaś bardzo dokładnie co i ile Sofia jadła na śniadanie, obiad i kolację. Faktycznie, jej apetyt i pojemność żołądka były imponujące.
Jedzenie, jedzenie i raz jeszcze jedzenie
Książka aż do obrzydzenia jest przesycona opisem potraw, które spożywają bohaterowie. Jest to na tyle częste zjawisko, że gdy tylko dochodziło do scen w restauracji wiedziałam, że szykuje się kolejny nudny, wylewny jadłospis. Tak samo jak jedzenie Moccia wcisnął w tekst sporo opisu filmów. Im również poświęcił sporo stron. Lubię nawiązania do innych książek i filmów, jednak tutaj było to nieco wymuszone. Jakby pisarzowi brakowało pomysłu na to jak zapisać stronice.
Rzecz jasna “Tysiąc nocy bez ciebie” kończy się wielkim, miłosnym happyendem. On ratuję ją, ryzykuje dla niej życie i od razu wszystko układa się pięknie, kolorowo i… mdło.
I na koniec…
“Tysiąc nocy bez ciebie” to książka dla ludzi o mocnych nerwach, cierpliwości i niewielkich oczekiwaniach. Kiedy nareszcie udało mi się dobrnąć do jej końca czułam się jakbym dotknęła Saturna. Nareszcie koniec, wolność i nigdy więcej! To była pierwsza książka tego autora, jaką czytałam. Zdaje się, że ostatnia.
Ale żeby nie było, że jestem aż tak nieczuła i podła to zdradzę Wam jeden pozytyw.
Okładka jest bardzo spoko.