Chwyciłam za “Dzień wagarowicza” z 3 powodów. Po pierwsze fajny tytuł przywodzący na myśl wspomnienia z czasów szkolnych. Następnie piękna, klimatyczna okładka. I na koniec polski autor i gatunek – horror. Nie mogłam tego przegapić, no way!
Robert Ziębiński
Rocznik 1978. Dziennikarz, pisarz. Pracował w „Tygodniku Powszechnym”, „Przekroju”, „Wprost”, „Gazecie Wyborczej”, „Newsweeku”. Prowadził portal dzikabanda.pl. Od 2017 roku redaktor naczelny polskiej edycji Playboya. Opublikował m.in. „Wspaniałe życie” (WAB), „Londyn. Przewodnik POPkulturowy” (WAB), „Dżentelmen” (EMG). Autor pierwszej polskiej monografii poświęconej twórczości Stephena Kinga „Sprzedawca strachu”. W 2019 roku ukaże się jego druga książka poświęcona twórczości Kinga „Stephen King. Instrukcja obsługi” – największa tego typu publikacja stworzona przez europejskiego autora. Współprowadzący audycję “Gra wstępna” w Antyradio. Wielbiciel czarnego kryminału, filmów o zombie i slasherów.
Szlypfry, bziałki, zilki
Na początku się nieco przestraszyłam. Pierwsze strony zalane były nieznaną mi gwarą. “Bziałka”, “szlypfry”, “zajzajer”, “zilki”, to zaledwie kilka słów, które pierwszy raz widziałam na oczy. Później jednak język był już prosty, na co odetchnęłam z ulgą.
Od śmierci, przez polowanie, po piekło
Akcja książki jest bardzo dynamiczna. Książka dzieli się na 3 części: Śmierć, Polowanie i Piekło. Każda z nich zawiera liczne rozdziały. Niektóre z nich są bardzo krótkie. Autor przeskakuje między czasem, miejscami i bohaterami. Trzeba się mieć więc na baczności, by nie pogubić się w treści. Książka wciąga, kartki wertuje się szybko chcąc jak najprędzej dojść do prawdy i wówczas cyferki rozdziałów mogą umykać uwadze. Być może to tylko moja łapczywość czytelnicza, kto wie 😀
Ziębiński nie leje wody. Opisuje to, co faktycznie jest istotne. Ziewanie zatem przy jego lekturze nie ma miejsca. Bardzo cenię taki styl pisania. Przeczytałam książkę w dwa dni, a czas, jaki jej poświęciłam uważam, za dobrze spożytkowany.
Recenzje, a własna opinia
Przyznam, że przed przeczytaniem książki czytałam jej recenzje i jestem nieco zdziwiona. Spora grupa ludzi zarzuca jej przewidywalność. Albo mój instynkt mnie zawiódł, albo wyobraźnia spłatała figla. Nie snułam przypuszczeń kto może okazać się leśnym mordercą, pozwoliłam by akcja toczyła się w swoim tempie, zwłaszcza, że towarzyszyła temu dobra dynamika. Moja przezorność jednak sugerowała pewne absurdalne rozwiązanie…
Nie nastawiałam się, że “Dzień wagarowicza” będzie hitem, więc gdzieś w tyle głowy przygotowywałam się na rozczarowanie – kiczowate zakończenie. Dlatego też, pomyślałam, że potworem mogą okazać się zmutowane świnki morskie (pisząc to szczerzę się do monitora, czasami zadziwiam samą siebie). Polski pisarz jednak stanął na wysokości zadania i pozytywnie mnie zaskoczył. Zakończenie było dla mnie zaskakujące, nieprzewidywalne i wcale nie komediowe.
Szczypta słowiańskości
Opisy mazurskich lasów zawarte w książce są intrygujące. Raz magiczne, raz zatrważające. Doszukałam się nawet w treści kilku wzmianek słowiańskich! Dawne wierzenia i podania o wilkach, wilkołakach czy utopcach, wspaniale wkomponowały się w treść horroru i uradowały moją słowiańską duszę!
Podsumowując…
Zaimponował mi oszczędny, wciągający język Ziębińskiego. Przedstawienie miejsc, kreowanie postaci i opisy poszczególnych wydarzeń są na wysokim poziomie. Szybka akcja, nieprzewidywalne postacie, krwawe opisy ze szczególną dosadnością – “Dzień wagarowicza” zawiera wszystkie elementy, jakich oczekuje się od tego gatunku. To było moje pierwsze spotkanie z twórczością Roberta Ziębińskiego. Odkładam lekturę do mojej domowej biblioteczki i szykuję miejsce, na kolejne książki autora.